Nie wdając się w szczegóły i nie skupiając na drugim dnie, możemy odnieść wrażenie, że książka została napisana przez zgorzkniałego egocentryka-mitomana, który poza zrzędzeniem zajmuje się wytykaniem błędów (oczywiście wszystkim poza sobą). Mamy więc gościa, który był harleyowcem, hipisem, walczącym z reżimem. Cały czas powtarza, że jeśli nie zadbasz o to, by być wolnym, będziesz nikim. Autor nie tylko powtarza, ale dalej wierzy w słowa wszystkich rock'n'rollowych hymnów, które w teledyskach posiadają przynajmniej dziesięć ujęć na amerykańską flagę, powiewającą na tle zachodzącego słońca.
Przypatrując się temu, co autor faktycznie chce nam przekazać, zauważamy, że przestrzega nas przed paniką, która coraz silniej zaciska się na amerykańskich gardłach. Skoro są tacy nieprzejednani, to czemu wygrywają z innymi potęgami gospodarczymi? Jeśli mają najlepszą armię na świecie to jakim cudem samolot (a nawet dwa) wleciały w budynek w samym środku metropolii. Z dużą dawką humoru i kilkukrotnie przymrużonym okiem Thompson pokazuje nam, co znajduje się pod fasadą, co dzieje się z ludźmi, gdy maski zostaną zdjęte. A wierzcie mi wszyscy, nie jest to uroczy widok.
Hunter S. Thompson był dziennikarzem i publicystą literackim. Uznawany za ikonę lat 60. XX wieku oddawał książki na wskroś subiektywne, w których fikcja miesza się z faktami i odczuciami autora. Do najsłynniejszych pozycji należą: "Hell's Angels. Anioły piekieł", "Dziennik rumowy" oraz "Lęk i odraza w Las Vegas".