Czy uda jej się ocalić miłość?
Czy to w ogóle jest miłość?
Super opowieść :) szybko wciąga i nie można sie od niej oderwać :)
Napiszę krótko ponieważ myślę, że wyrazi to więcej niż długa recenzja tej książki... jest po prostu SZMEKSOWNA!
Ci, którzy czytali doskonale wiedzą o co chodzi ;)
Długo, długo, czekałam aż książka w końcu pojawi się w moim domu, ale po trzech tygodniach oczekiwania doczekałam się tego. Czytanie tej książki sprawiło mi naprawdę dużo przyjemności. Przeczytałam ją w dwa dni i żałuję, że to już koniec.
Jak wiecie (a może i nie), poprzednia część bardzo przypadła mi do gustu. Tę część uważam za jeszcze lepszą! Więcej akcji, więcej ciekawszych scen i... w końcu dużo Gavina!
Toksyczny związek zniszczy człowieka prędzej czy później. Emily w końcu ma szansę uwolnić się od Dillona, ale za jaką cenę? Do czego może być zdolna kobieta, która jest desperacko zakochana w mężczyźnie, który zniknął bez śladu? Na wszystko moi drodzy. Na wszystko. Gavin Przepadł jak kamień w wodę. Niewiele osób wie, gdzie aktualnie się znajduje, a Emily nie marzy o niczym innym, jak o jego odnalezieniu. Kończąc czytanie "Collide" miałam ogromny mętlik w głowie i jak najszybciej chciałam się dowiedzieć, jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Czy byłam zaskoczona czytając "Pulse"? Zdecydowanie.
Jak już wspominałam przed chwilą w "Pulse" pojawiło się więcej akcji. Książkę czytałam z jeszcze większą przyjemnością niż "Collide" i co chwilę z moich ust padały niecenzuralne słowa, które wyrażały zachwyt nad tą historią. Nie obeszło się też bez głupawych uśmieszków, gdy na horyzoncie pojawiał się Gavin i jego nad wyraz śmieszne riposty. O ile w "Collide" powiało schematem, to w "Pulse" nie ma o tym mowy! Wartka akcja i świetne dialogi zagwarantują Wam niezwykłą podróż razem z Gavinem i Emily.
Razem z Gavinem upadałam i podnosiłam się, cieszyłam, śmiałam i wpadałam we wściekłość. Roniłam łzy i gromadziłam w sobie złość, tak jak to robiła Emily. Tej książki nie można nie przeżywać. Pan Blake jest kolejnym bohaterem, który skradł moje serce i na długo w nim pozostanie. Elokwentny, przystojny, czarujący, czyli pan "szmeksowny". Odbieram tę postać bardzo pozytywnie i długo o niej nie zapomnę. Bohaterowie nie są idealni, więc książka dzięki temu staje się jeszcze bardziej realna.
Lęk, ból, łzy, strach, radość, śmiech, złość, miłość, pożądanie, to właśnie autorka umieściła w tej historii. Nic nie jest naciągane. Bohaterom są rzucane kłody pod nogi, a oni rozpaczliwie próbują uporać się z wszystkimi problemami.
"Pulse" to idealna propozycja dla wszystkich tych, którzy kochają komedie romantyczne i lubią czytać o relacjach kochanków, które czasami są bardzo pogmatwane. Te dwa tomy wzbudziły we mnie multum uczuć i nie jestem nawet do końca w stanie sklecić normalnego i przede wszystkim, poprawnego, zdania, aby określić, to co czuję po ich przeczytaniu.
Dzisiaj mam dla Was recenzję długo wyczekiwanej przeze mnie kontynuacji "Collide", czyli powieści, która zakończyła się w bardzo intrygującym momencie. Jeszcze zanim odłożyłam książkę za półkę zaczęłam odliczać dni do premiery "Pulse". Pierwszy tom wywołał we mnie wszystkie możliwe emocje i po przeczytaniu ostatniej strony długo nie mogłam się opanować. Muszę przyznać, że z tą częścią wiązałam ogromne nadzieje, dlatego gdy tylko ta pozycja znalazła się w moich rękach, wszystkie inne obowiązki zeszły na dalszy plan i musiały poczekać. Jeśli jesteście ciekawi czy kolejna część z tej serii chwyciła mnie za serce, zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji, z której z pewnością się tego dowiecie.
Emily w końcu podejmuje najważniejszą decyzję w swoim życiu i w dniu ślubu postanawia odejść od Dillona, a także ratować prawdziwe uczucie. Jednak zraniony Gavin wcale nie ułatwia jej zadania i wyjeżdża, aby odreagować jej stratę i cierpieć z dala od wszystkich. Dodatkowo chłopak pozbywa się komórki, tak więc nie wie co zdarzyło się po jego wyjeździe. Emily pomimo tego się nie poddaje i podąża w ślad za ukochanym, jednak ich spotkanie nie jest tak kolorowe jak by tego chciała. Kiedy oboje dochodzą do porozumienia i można by pomyśleć, że w końcu wszystko będzie na dobrej drodze, w ich życiu pojawia się Dillon, który po raz kolejny zakłóci ich spokój i nie będzie chciał tak łatwo odpuścić. Czy Emily po wielu trudach będzie mogła cieszyć się codziennością u boku mężczyzny, którego naprawdę kocha?
Emily, Dillona oraz Gavina mieliśmy okazję już poznać w pierwszej części tej serii, czyli "Collide". Pod względem kreacji bohaterów nie możemy mieć żadnych zastrzeżeń do autorki, która również tym razem świetnie sobie poradziła. Gail McHugh nadal wprowadza nas w ich świat, pozwalając zagłębić się w ich tok myślenia oraz zrozumieć podejmowane przez nich decyzje. Każda z postaci jest bardzo barwna, a do tego niezwykle realna, dzięki czemu jesteśmy w stanie skupić się na emocjach jakie nimi targają, a także spojrzeć na świat z innej perspektywy. Jeśli czytaliście moją recenzję "Collide" to zapewne wiecie, że Dillon bardzo działał mi na nerwy i muszę przyznać, że w tej części zupełnie nic w tej kwestii się nie zmieniło. Tego bohatera po prostu nie da się lubić. Emily i Gavin natomiast pomimo swoich wad oraz nie zawsze słusznie podejmowanych decyzji często wywoływali uśmiech na mojej twarzy i muszę przyznać, że ogromnie im kibicowałam, a przy tym nie potrafiłam na żadne z nich się długo złościć. Autorka utwierdziła mnie w przekonaniu, że naprawdę stać ją na stworzenie świetnej historii, a tak wykreowanych bohaterów, którzy potrafią rozpalić w czytelniku wszystkie możliwe emocje, można jej po prostu pogratulować.
Język z jakim mamy tutaj do czynienia jest prosty, zrozumiały i odzwierciedla lekkość z jaką autorka musiała pisać tę powieść. Tak samo jak przy poprzedniej części, "Pulse" czytało mi się naprawdę w ekspresowym tempie. Nawet nie wiem kiedy dobrnęłam do końca i zorientowałam się, że to już koniec mojej przygody z głównymi bohaterami. Gail McHugh w stu procentach zaspokoiła moje potrzeby i sprawiła, że choć przez chwilę mogłam zapomnieć o otaczającym mnie świecie, problemach oraz codziennych obowiązkach.
Podczas czytania tej części, po prostu nie można złapać oddechu, ponieważ akcji jest jeszcze więcej niż w poprzednim tomie. Wszystkie wydarzenia są bardzo rozwinięte i świetnie opisane, co pozwala czytelnikowi wczuć się w każdą z przedstawionych sytuacji. Rozwiązania i odpowiedzi na nurtujące nas pytania są tak dozowane, aby trzymać nas w ciągłym napięciu. Gail McHugh stworzyła historię, która pochłonęła mnie w stu procentach i sprawiła, ze straciłam kontakt z rzeczywistością. Seria "Collide" znalazła drogę do mojego serca i jestem pewna, że jeszcze przez długi czas tam pozostanie.
Jeśli miałabym wybrać między "Collide" a "Pulse" chyba nie potrafiłabym się zdecydować, ponieważ obie części bardzo mi się podobały. Cudowna historia, a do tego świetnie opisana to coś czego mi ostatnio brakowało. Cieszę się, że w moje ręce trafiła ta pozycja, a ja mogłam przekonać się, że warto poświęcić swój czas na zapoznanie się z twórczością Gail McHugh. Mam nadzieję, że nie będziecie już dłużej zwlekać i wkrótce Wy także zakochacie się w tej opowieści.
„Los… jaka to jednak zabawna sprawa.”
Historia pięknej, lecz bardzo trudnej miłości Emily i Gavina powraca w „Pulsie”. Czekałam na te emocje, na te iskierki, na to wszystko, co ma nam do zaoferowania autorka i w końcu moje marzenie się ziściło. Choć w romansach dopiero raczkuję, to mogę stwierdzić, że „Pulse” skradł moje serce i chciał, czy nie chciał, każdą książkę z tego gatunku będę porównywała właśnie do niej, do „Collide” i do „Pulse”. Bo te dwie powieści, które tworzą jedną całość zasługują na wszystkie wyróżnienia jakie zdobywają i na wszystkie pozytywne recenzje jakie otrzymują.
„Zostaliśmy dla siebie napisani i nie zmieniłbym w naszej powieści ani jednej linijki.”
Emily po burzliwym zerwaniu z Dillonem nie może znieść pustki, samotności i straty. Straty nie z powodu zerwanych zaręczyn, lecz z powodu utraconej miłości. Gavin wyjechał nie zostawiając żadnej wiadomości, nie odbiera telefonów, nie daje znaku życia. Emily czuje, że traci grunt pod nogami, jednak nie poddaje się i zaczyna walkę. Walkę o swoją miłość, walkę o utracone nadzieje, walkę o mężczyznę, który wykradł jej serce i zawładną duszą. Nic jej nie powstrzyma, przed odzyskaniem swojego skrawka życia, który ON jej skradł. Ma tylko nadzieję, że Gavin jej wybaczy, że wciąż ją kocha. Gdy oboje robią krok naprzód, zaraz muszą zrobić dwa w tył, ponieważ los to przebiegła bestia, która nie do końca chce współpracować.
„Pulse” zaskakuje. Powieść jest bardziej wulgarna, bardziej erotyczna i bardziej odważna niż jej poprzedniczka, jednak to tylko dodaje jej uroku i tej iskierki, którą potrzebują romanse. Bo „Pulse” bliżej do współczesnego romansu, niż do innych gatunków, dlatego też nieco różni się od „Collide”. Ta właśnie różnica czyni książkę wyjątkową, ponieważ nie możemy nastawiać się na powtórkę z rozrywki. Nie będzie podobnych wątków, do tych z „Collide”. Tutaj mamy burzliwą, tajemniczą, szaloną miłość dwojga ludzi, których los nie szczędzi. Rzuca im kłody pod nogi za każdym razem, gdy w ich życiu pojawi się iskierka szczęścia i nadziei. Jest to powieść, która pokazuje miłość i wszystkie uczucia z nią związane, te dobre i te złe. „Collide” była zaledwie wstępem do pełnego namiętności, seksu i uczuć romansu Emily i Gavina.
Wiecie jakie to uczucie mieć „kaca książkowego”. Nie można zacząć czytać nowej książki, gdyż cały czas żyje się fabułą poprzedniej. Tak miała po przeczytaniu „Collide”. Przez dłuższy czas nie mogłam się zwyczajnie otrząsnąć po tych emocjach, które, w dużej dawce, zagwarantowała nam autorka. Teraz, po przeczytaniu „Pulse” i wylaniu całego morza łez, muszę stwierdzić, że „kac książkowy” zmienia dla mnie znaczenie. Ten stan, po „Pulsie” nie mogę nazwać zwykłym stanem niemożności zaczęcie nowej powieści, to coś więcej, coś, co zostanie ze mną na zawsze. Bo na zawsze chcę pamiętać historię Emily i Gavina.
„Wiesz, jakie to straszne, gdy pragniesz czegoś tak bardzo, że dla tego czegoś chcesz zmienić całe swoje życie?”
„Pulse” to totalna bomba emocjonalna, prawdziwy rollercoaster uczuć. Emocje nie mają końca, osiągają stan + nieskończoności. Autorka kręci czytelnikiem na każdą możliwą stronę. Gdy już myślimy, że coś się wyjaśniło, że już będzie dobrze, wtedy przeżywamy prawdziwe zderzenie z górą szoku i niedowierzania. Otrząsamy się dopiero po chwili, gdyż wszystko wywraca się do góry nogami, pojawiają się nowe niewiadome i książka nabiera ponownego biegu. Granie na uczuciach czytelnika to prawdziwy talent i to właśnie pokazuje Gail McHugh w „Pulse”. Ze stanu szczęścia, uśmiechu na twarzy przechodzimy do wzruszeń i łez, które wylewają się strumieniami. Dlatego zaopatrzcie się w chusteczki – to taka moja mała rada.
Jesteście pewnie ciekawi czy Emily uda się uwolnić od Dillona raz na zawsze? Otóż powiem wam, że Emily nie ma lekko. Przerażający jest fakt, że coraz więcej jest kobiet, których dosięga przemoc domowa, które są bite, poniżane i zastraszane. To bardzo poważny problem. Emily zaczerpnęła rady specjalistów, szukała dla siebie lepszej drogi. Książka pokazuje, że warto czasami sięgnąć po pomocną dłoń, że warto myśleć pozytywnie i mieć wiarę i nadzieję na lepsze jutro.
Książkę czyta się jednym tchem. Jedna zarwana noc, jedno pudełko chusteczek wystarczą, żeby poznać zakończenie. Zachęcam tych, co nie czytali „Collide” do jak najszybszego zapoznania się z lekturą, bowiem „Pulse” jest wart uwagi wszystkich czytelników. A gdy już będziecie mieć za sobą pierwszą część, jestem pewna, że po „Pulse” sięgniecie szybciej niż wam się wydaje.