Kto powiedział, że miłość życia trafia się tylko raz i to zazwyczaj w liceum? Czy mogą na nią liczyć jedynie dziewczęta lub młode kobiety? Właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by w życiu, takiej na przykład, pięćdziesięciolatki też pojawił się książę na białym koniu. Choć może ani białego konia, ani lśniącej zbroi mieć na sobie nie będzie, to i tak przynieść może ze sobą szczęście, radość i ciepło. Takie rzeczy się zdarzają i to nawet ludziom, którzy są święcie przekonani, że to, co najlepsze, dawno już minęło. Życie potrafi spłatać niejedną niespodziankę, a nam pozostaje jedynie przyjmować to z humorem. I wierzyć w cuda!
Można śmiało powiedzieć, że z każdej strony tej powieści przebija samo życie. Życie bez zbędnego koloryzowania, ale i bez przesadnej dramatyczności. To po prostu opowieść o tym, jak jest naprawdę. Mamy tu zarówno smutki, jak i radości. Możemy więc śmiać się i wzruszać równie często. To, co zdaje się być najważniejszym w tej książce to uczucia. Szczere, proste, czasami bardziej skomplikowane, niemniej jednak autentyczne. Morał zaś jest taki, że na miłość i szczęście nigdy nie jest za późno.
Mira Białkowska urodziła się w Szczecinie, jednak po wyjściu za mąż przeniosła się na Mazowsze. W młodości z powodzeniem koncertowała z zespołem i chórem studenckim. Z resztą większość swojego zawodowego życia poświęciła pedagogice, muzyce i muzykoterapii. Po przejściu na emeryturę zajęła się pisaniem i przyznać trzeba, że wychodzi jej to świetnie. Dowodem na to jest choćby niniejsza książka. Pisarka uwielbia podróżować. Niewiele już pozostało w Europie miejsc, których by nie odwiedziła. Z resztą nie ogranicza się w swoich wojażach jedynie do starego kontynentu. Każdym aktywnie spędzonym dniem dowodzi, że można i trzeba cieszyć się zarówno z rzeczy wielkich, jak i tych zupełnie małych i zwyczajnych.